Polacy znów zaczęli wyjeżdżać za granicę do pracy. Emigranci nie chcą
też wracać do kraju. No chyba że ktoś im zapłaci 6 tys. zł miesięcznie
na rękę Barbara ze Szczecina, kierowniczka w firmie sprzątającej, średnie
zarobki 2 tys. funtów miesięcznie (ponad 10 tys. zł), jest w Anglii od
siedmiu lat. - W Polsce byłam kierowniczką ochrony w PZU za 700-800 zł.
Po przyjeździe do Londynu pracowałam najpierw jako zwykła sprzątaczka,
teraz jestem kierowniczką. Żeby nie brakowało mi nie tylko na rachunki,
ale też na przyjemności, musiałabym w Polsce zarabiać 4 tys. zł -
wylicza. - Anglia oduczyła mnie sprawdzania, czy wystarczy mi do końca
miesiąca. Pierwsza fala kryzysu w Europie sprawiła, że część emigrantów kilka lat
temu wróciła do kraju. Niektórzy ekonomiści przekonywali, że emigracja
się skończyła. Nic z tych rzeczy.
W 2011 r. Polacy znów zaczęli wyjeżdżać do pracy
- liczba emigrantów wzrosła pierwszy raz od 2007 r. Jest ich już 2 mln
60 tys. - 60 tys. więcej niż na koniec 2010 r. - to najnowsze szacunki
GUS uwzględniające wyniki spisu powszechnego. Emigracja wzrosła, mimo że
wzrost gospodarczy w Polsce sięgał aż 4 proc., a dookoła szalał kryzys.
Przybyło Polaków w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Norwegii.
Większość z nich mieszka tam dłużej niż rok. Te liczby byłyby jeszcze
większe, gdyby doliczyć tych, którzy pracują za granicą sezonowo lub
kursują po kilka razy w roku (to częsty model pracy np. w Holandii).
- Przy emigracji 2 mln osób wzrost o 60 tys. to niewiele, ale
wydawało nam się, że emigrantów będzie raczej ubywać - mówi Maciej
Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
- Podstawowym motywem emigracji jest szansa na wynagrodzenie
wyraźnie wyższe niż w kraju, nawet jeśli wiąże się to z wyższymi
kosztami życia - mówi Maciej Bukowski, prezes Instytutu Badań
Strukturalnych.
Rozdźwięk między płacą w Polsce a za
granicą jest olbrzymi, zwłaszcza że wyjeżdżają w znacznym stopniu ci,
którzy tu zarabiali niewiele. Szczegółowe badania na ten temat prowadzi
NBP. Co roku przeprowadza ankietę wśród emigrantów przebywających w
Wielkiej Brytanii, Niemczech, Irlandii i Holandii (w 2011 r.
odpowiedziało 4,7 tys. osób). Wynika z nich, że pracujący w tych krajach
zarabiają dziś 2-2,2 tys. euro brutto. W Polsce średnio mieli mniej niż
2 tys. zł netto. Agata z Piły jako fryzjerka zarabia 1440 funtów brutto miesięcznie. -
Przez 14 lat prowadziłam salon w Polsce. Na rękę zostawało mi 600 zł, a
czasem i nic. Żeby wrócić do Polski, musiałabym zarabiać minimum 3 tys.
zł.
NBP o to samo pytał w swojej ankiecie. Średnia z
odpowiedzi to aż 6 tys. zł. - Wspaniałe marzenia. Takie średnie płace w
Polsce będziemy mieć może za 10 lat - mówi Krystyna Iglicka, rektor
Uczelni Łazarskiego. Z jej badań wynika, że nawet w kryzysie Polacy
czują się za granicą na tyle bezpiecznie, że nie tylko nie wracają, ale
ściągają tam swoje rodziny.
Zdaniem ekspertów nie ma co
liczyć na powroty do kraju. Maciej Bukowski wyjaśnia, że kryzys ma
mniejsze znaczenie dla Polaków w Wielkiej Brytanii niż dla samych
Brytyjczyków: - Zadowalamy się niższymi zarobkami i jesteśmy gotowi
pracować w gorszych zawodach i branżach.
Maciej Duszczyk
dodaje, że dziś młodzi ludzie, zamiast wracać do Polski, jadą dalej,
tam, gdzie akurat poprawiają się warunki. Są wiecznymi tułaczami. Teraz
napływają do Skandynawii, zwłaszcza do Norwegii.
Czy to dobrze, że młodzi Polacy wyjeżdżają z kraju za pracą?
- Dla nich samych i pewnie dla urzędów pracy to dobrze. Ale gospodarka
na tym nie skorzysta, bo spada jej potencjał - mówi Paweł Strzelecki,
ekspert rynku pracy
z NBP i SGH. - Od 2010 r. liczba osób w wieku produkcyjnym w kraju
zaczęła spadać, mamy mniej rąk do pracy. To trend na dłużej. Dodatkowa
emigracja będzie nasilać te problemy.
Strzelecki
przypomina, że to samo przerabiały zachodnie rządy wiele lat temu. I
dlatego pod naciskiem pracodawców otworzyły swoje rynki pracy dla imigrantów.
|